Relacje z ludźmi odbiciem relacji do Boga

Jezus Chrystus mówi w Ewangelii o nierozerwalnym związku i bezpośrednim przełożeniu relacji do Boga i relacji do człowieka. Kto odwiedza chorego, odwiedza Jezusa. Kto daje jedzenie głodnemu, daje je Jezusowi. Kto nawiedza więźnia, spotyka Jezusa Chrystusa. W ten sposób utożsamia On relacje, jakie mamy z ludźmi, z relacją w jakiej pozostajemy wobec Niego. Stwierdza, że wszystko, co przezywamy w kontaktach z ludźmi, zdarza się jednocześnie z Bogiem.

Jeśli chcemy wiedzieć, jaka jest nasza relacja do Jezusa Chrystusa wystarczy odczytać to z naszych ludzkich relacji.

Każdy postępuje z Bogiem tak, jak z innymi ludźmi.

Relacja do Boga podlega nierzadko wielkim złudzeniom, gdyż jesteśmy przekonani, że nasza relacja do Boga zależy tylko od naszej intencji. Jeśli chcemy Boga kochać, uważamy, że faktycznie Go kochamy.

Podobne wyobrażenia mamy na początku o naszych relacjach do ludzi. Jeśli byliśmy na przykład niecierpliwi, sądzimy, że zdarzyło się to nam przypadkowo. Łatwo dochodzimy do przekonania, że to się nam nie powtórzy. Mimo naszej intencji zdarza się to drugi i trzeci raz. Przydarza się nam to tak często, że pod naciskiem faktów musimy przyznać, iż pomimo naszych najlepszych intencji coś głęboko w naszym wnętrzu przeszkadza, byśmy rzeczywiście mogli być uprzejmi. Ten czynnik nazywamy podświadomością lub nieświadomością. Pod naciskiem faktów akceptujemy, że nieświadomość szkodzi naszym relacjom do ludzi.

Coś podobnego zachodzi wobec Boga, jeśli nawet chętnie wierzymy, że w naszej relacji do Niego nasza nieświadomość nie gra żadnej roli. Oddajemy się złudzeniu, że tylko wolna intencja określa naszą relację do Boga. Intencja by Boga kochać, każe nam wierzyć, że kochamy Go rzeczywiście. Jeśli wierzymy wspomnianym wyżej analizom Ewangelii, musimy zrozumieć, że tak nie jest.

Nieświadomość określa naszą relację do Boga tak samo, jak wpływa na relację do ludzi.

Jedynym sposobem, aby stwierdzić z pewnością, jak odnosimy się do Boga jest zebranie wszystkich naszych ludzkich relacji i przyjrzenie się im. Co się ujawnia w tych relacjach, ujawnia naszą relację do Boga.

Możemy wyrazić to jeszcze konkretniej. Jeśli na przykład w moim życiu mam relacje ze 100 ludźmi, a przy tym 20 rzeczywiście lubię, 20 odrzucam, a z 60 utrzymuję „normalne”, ale także powierzchowne relacje, wtedy w moim odniesieniu do Boga znaczy to, że w tej relacji ujawnia się 20% miłości, 20% odrzucenia Boga i 60% powierzchowności, czy normalności. To uzewnętrznia się w ten sposób, że w tych sześćdziesięciu procentach istnienie Boga nie jest dla mnie problemem, ale doświadczam go tak odlegle, że praktycznie w moim życiu jest On nieobecny.

Jak długo lekceważę choćby jednego człowieka, pogardzam także Bogiem.

Rozmiary tej pogardy zależą od tego, jaka jest pozycja pogardzanej osoby na tle wszystkich moich relacji. Na przykład relacja dziecka do jego matki może zajmować czterdzieści, pięćdziesiąt albo więcej procent wszystkich jego relacji.

Jak długo jestem wściekły na jednego choćby człowieka, wściekam się także na Boga. Kiedy jednego tylko człowieka ignoruję, albo okazuję mu zazdrość, ignoruję Boga, albo mu zazdroszczę. Jak długo odczuwam lęk przed jednym choćby człowiekiem, lękam się także Boga. Jeśli jestem zawistny, moja zawiść kieruje się także przeciw Bogu.

To utożsamienie relacji do człowieka i do Boga jest jedyną szansą, aby wiara mogła w pełni zakotwiczyć się w życiu. Wielu ludzi ocenia swoją miłość do Boga wyżej od swojej relacji do ludzi. To jest iluzją. Uważają siebie za bardziej wierzących niż są naprawdę.

Zanim zwiążemy naszą rzekomą wiarę z naszą codziennością, musimy odczytać na podstawie naszej miłości do bliźniego, czy w ogóle mamy tak wiele wiary. Tylko wtedy wiara ma fundament, opiera się na ziemi. Następnie można się starać, a raczej pozwolić, aby oba rodzaje relacji, które w gruncie rzeczy stanowią jedno, wspólnie wzrastały. Droga nie będzie łatwiejsza, ale przynajmniej wykluczy się złudzenie, że człowiek żyje już wiarą, ale jeszcze nie miłością bliźniego.

Wobec Boga zachowujemy się tak, jak obchodzimy się z ludźmi.

Co więcej, relacja do bliźnich, którą trzeba zrównać z relacją do Boga biegnie także równolegle do relacji wobec nas samych!

Jeśli odrzucamy bliźniego, to odrzucamy Boga i tym samym również siebie. Kto nie kocha samego siebie nie może kochać i Boga, który obdarzył go życiem. Jeśli nie kochamy samych siebie, skąd mamy wziąć miłość do bliźnich? Nie możemy nienawidzić siebie, a jednocześnie oddawać się całym sercem Bogu i bliźnim. Mamy tylko jedno serce, którym możemy kochać Boga, bliźniego i siebie samego.

(opracowane na postawie „Rekolekcje kontemplatywne” F. Jalics, Wydawnictwo WAM)