Modlitwa wewnętrzna a walka duchowa

Modlitwa, mówi św. Teresa z Avila „nie jest przeznaczona dla dusz miękkich”. Na modlitwie również musimy staczać walkę. Teresa mówi tak do swoich sióstr:

„Chciałabym, by siostry moje nie okazywały się niewiastami, ale by były jak mężowie odważne”

Dlaczego na drodze modlitwy potrzebne jest takie męstwo?

W walce tej chodzi przede wszystkim o to, by często wracać do Boga, aby szukać jego obecności podczas ciemności, gdyż nie odczuwamy jej. Jesteśmy również rozproszeni, musimy radzić sobie i iść do przodu pomimo rozproszeń, które nie przeszkadzają w zjednoczeniu z Bogiem, ale które są źródłem pokus. Ta ciemność i te rozproszenia wystawiają na próbę naszą wierność. Modlić się oznacza bowiem zacząć walczyć o wierność Bogu, o to, by szukać Boga tylko dla Niego samego.

Modlitwa polega na tym, by w ciszy i samotności przeżywać wierność Bogu, by wciąż na nowo szukać Jego obecności. Ta relacja z Bogiem jest bardzo tajemnicza. Jeśli z początku Bóg pociąga nas ku sobie i daje nam odczuć swoją obecność z czasem owa obecność zdaje się zanikać i pozostawiać miejsce jedynie wierze. Kontakt z Bogiem dokonuje się wtedy na płaszczyźnie o wiele głębszej, która jest dla nas niejasna, trudna do ogarnięcia zmysłami.

czas na modlitwęDodajmy jeszcze, że walka jest w modlitwie walka obecna jest od samego początku. Choć Bóg dał nam poznać swoją obecność i mamy pragnienie, by się modlić, bo już słyszeliśmy o modlitwie, to jednak to nie wystarczy. Trzeba silnej woli, jak powiada Jezus w Ewangelii: „Jeśli chcesz się modlić …”. Chodzi tu o codzienną walkę woli, która decyduje się, by wiernie znajdować czas na modlitwę każdego dnia. Do tej walki, wysiłku woli dorzucić trzeba jeszcze rozproszenia, które są, jak się zdaje, nieustającym skutkiem pracy wyobraźni, która zresztą od samego początku daje o sobie znać. Dzieje się tak dlatego, że z początku znajomość Jezusa Chrystusa jest jeszcze na tyle słaba, że trudno jest skupić na Nim swoją myśl i „wpatrywać” się w Niego.

Wraz z walką woli przychodzi walka z naszymi odczuciami, gdyż po zakończonej modlitwie wcale nie jesteśmy pewni, czy się naprawdę modliliśmy. Mamy wrażenie, że na próżno szukaliśmy Boga i że straciliśmy czas. I tu trzeba, byśmy uwierzyli naszej wierze. Będziemy się dobrze modlić, jeśli nasza modlitwa będzie opierała się na akcie wiary i na wytrwaniu w tej wierze. Bój jest miłością. Jeśli Jego dziecko dotyka Go z wiarą, On odpowiada mu swoją ojcowską i wszechmocną miłością.

Po jakimś czasie uda nam się skupić i pozostawać w obecności Boga. To On sprawia w nas to skupienie i czuwa nad nami, bez większego wysiłku z naszej strony. Ale to dokonuje się jedynie wtedy, gdy Bóg tego chce. Widząc wysiłki naszej woli, Bóg nas „łapie” i sprawia, że możemy się skupić. I wtedy On może nas przemieniać.

Jednak to być może właśnie wtedy rozpoczyna się walka na cierpliwość. Wielki mistrz duchowy, Dom Louf, otrzymał kiedyś takie pytanie:

Dlaczego Pan Bóg nie czyni ze mnie świętej z dnia na dzień? To bardzo denerwujące, bo przecież św. Teresa od Dzieciątka Jezus była świętą w wieku 24 lat, a ja w wieku 40 lat ciągle nie jestem święta.

Dom Louf posłużył się wówczas bardzo wymownym obrazem piekarza:

Święta Teresa od Dzieciątka Jezus jest jak taka bułeczka, która upiekła się w ciągu 24 lat. Proboszcz z Ars potrzebował na „upieczenie się” 72 lat, a pani na razie potrzebowała 40 lat.

bread-923865_1280

W piekarni Pana Boga są różnego rodzaju bułeczki i każda z nich ma swój czas potrzebny na wypieczenie. Każdy modlący się jest jedyną w swoim rodzaju bułeczką, która ma swój czas wypiekania i nie ma dwóch takich samych. Nie powinniśmy marzyć o tym, że Bóg nas przemieni zgodnie z naszymi pragnieniami. Bóg jest cierpliwy, mówi św. Paweł. Kto wchodzi w relację miłości z Bogiem, wchodzi również w walkę na cierpliwość.

Bóg ma swoją prędkość działania. Pomyślmy raczej o czasie potrzebnym na upieczenie bułeczki, nie zastanawiając się zbytnio nad tym, w jakim momencie akurat się znajdujemy. Tym bardziej, że ten czas wypieku nie przebiega regularnie. Ciasto w piekarniku pozostaje w stałej temperaturze 250 stopni C, podczas gdy Pan Bóg nie przestaje zmieniać nam temperatury pieczenia. Ale my jesteśmy lepsi od ciasta, bo jesteśmy Jego dziećmi. Bóg dostosowuje się do każdego z nas, do kolei naszego życia i zmienia temperaturę z 10 na 700 stopni C!

Ostatecznie walka na modlitwie jest przede wszystkim walką o wolność. Jezus modli się w Getsemani, oddaje tam swoje życie. To oddanie, które towarzyszy Jezusowi w ciągu całej Męki, jest także tym, co charakteryzuje modlitwę. Na modlitwie oddajemy nasze życie. „Panie, jestem tu dla Ciebie, oddaję się Tobie”. Na modlitwie miłość wyraża się praktycznie w darze z siebie. Zauważmy jednak, że istnieje mnóstwo powodów by nie czynić daru z siebie. Po pierwsze, są to liczne zajęcia, które na nas czekają, jedno ważniejsze od drugiego. Przeszkadzają nam nieraz w tym, by dać nasz czas Bogu.

Ale są to także pomysły, które przychodzą nam do głowy podczas modlitwy i które wydają nam się genialne. Zatrzymujemy się na nich, wstrzymując dar z siebie Bogu. Modlitwa jest prawdziwa jedynie wtedy, gdy ożywiana jest tym darem z siebie, tym samym, który przezywał Jezus w Getsemani.

Ten dar z siebie może nawet okazać się trudny, gdyż podczas modlitwy Bóg może nam ukazać naszą ułomność. Nasze grzechy mogą się odkryć przed nami z większą wyrazistością, nasze złe skłonności wychodzą na światło dzienne. W zesłanym przez Boga świetle żaden zakamarek naszego serca nie pozostaje niewidoczny. Powoli wszystko staje się jasne. Wtedy łatwo o zniechęcenie. Ale to wówczas właśnie przychodzi czas na nadzieję i zaufanie do Boga, który leczy nas w swojej miłości. Nadzieja, którą żył Jezus w Getsemani, powinna powoli stawać się naszą nadzieją i towarzyszyć naszej modlitwie oraz ożywiać dar z siebie, który składamy niezwyciężonej miłości Boga.

(tekst pochodzi z książki: Modlitwa Szkołą Miłości, Antoine d’Augustin )