Świecki karmelita – w służbie Bożego planu

Ten tytuł mówi nam, po co jesteśmy w Karmelu.

Jesteśmy po to, aby realizować Boży Plan i że na tym polega nasza służba. Zauważmy, że Świecki Karmel nie jest jakimś stowarzyszeniem ludzi o podobnych zainteresowaniach, którzy zbierają się razem tylko dlatego, że mają upodobanie w długich modlitwach, praktykowaniu takich, czy innych nabożeństw, form pobożności i w studiowaniu pism duchowych naszych świętych. Nie to jest istotą Świeckiego Karmelu – mówi o. Robert Marciniak, karmelita bosy, odpowiedzialny za wspólnoty Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych w prowincji warszawskiej.

Jesteśmy po to, aby służyć realizacji Bożego Planu. Mamy realizować „Boży plan”, czyli nie koniecznie i nie zawsze mój własny plan na życie, to też jest doniosłe. To pociąga za sobą konieczność bycia gotowym, by te nasze własne plany, pomysły na życie, pomysły, jak mają wyglądać relacje we wspólnocie, jakie działania mamy podejmować, indywidualnie czy wspólnotowo, być gotowym weryfikować: czy tego rzeczywiście oczekuje od nas Pan Bóg?

Trzeba być gotowym, by te nasze pomysły, inspiracje, intuicje, upodobania po prostu pozostawić po to, aby rzeczywiście realizować Boży plan. To jest niezwykle ważne.

Wiele z tych treści, które znajdujemy w czwartym rozdziale Konstytucji Świeckiego Zakonu, będzie bardziej zrozumiałych, jeżeli skupimy się na podstawowej kategorii, która tutaj jest bardzo mocno obecna. Mianowicie kategoria powołania. To słowo „powołanie” i drugie z nim związane „misja”, padają w tym rozdziale bardzo często i od tego tematu zaczyna się w ogóle ten cały rozdział. Mamy na początku przywoływany cytat z Adhortacji apostolskiej Jana Pawła II Christifideles laici:

„Wierni świeccy jako członkowie Kościoła posiadają powołanie i misję głoszenia Ewangelii”.

I dalej jest mowa ściśle o powołaniu w odniesieniu do członków Świeckiego Karmelu. Tak bardzo ogólnie na samym początku: „Wierni świeccy…”, ale sam ten temat wprowadzony na samym początku tego rozdziału jest niezwykle ważny.

Kiedy Jezus powoływał swoich uczniów, dokonywało się to zupełnie inaczej niż było przyjęte w Jego epoce. Wtedy, gdy ktoś chciał zostać uczniem jakiegoś rabina, sam sobie wybierał mistrza, kierując się zazwyczaj sławą jego uczoności. Przyłączał się do niego, uczył się przy tym mistrzu, obserwując jego przykład i słuchając jego nauk. W pewnym momencie taki uczeń dochodził do wniosku, że jego mistrz nie może już mu więcej dać, więc miał prawo samodzielnie odłączyć się od tego swojego mistrza, sam stając się rabinem, nauczycielem i mistrzem dla innych. W szkole Jezusa takiej możliwości nie ma, w odniesieniu również do powołania w Karmelu.

Zobaczcie, to Jezus nas powołuje, to nie my sami wybieramy tę wspólnotę. To jest nasza tożsamość. Jesteśmy powołanymi, bo Jezus nas powołał. Dalej, będąc powołanymi przez Jezusa, On nam przeznacza pewną konkretną misję, którą mamy wypełnić. Nie tylko, że jestem powołany i nic z tego nie wynika. Z tym się wiąże zadanie, misja.

Nie jest tak, że my sami decydujemy, co mamy czynić jako osoby przez Niego powołane. To też jest niezwykle ważne.

I dalej, trzeci element. Bycie uczniem Jezusa, bycie powołanym przez Niego określa naszą tożsamość na całe nasze życie. Z tej szkoły Jezusa nie ma wyjścia, nie można jej ukończyć, nie można zdobyć dyplomu i już mamy z głowy. Jesteśmy w mało komfortowej sytuacji, bo jesteśmy niepojętnymi uczniami, musimy ciągle powtarzać tę szkołę, ciągle być w tej samej klasie. Taka jest nasza sytuacja i tak ma być do końca naszego życia. Nie ma możliwości by od Jezusa, naszego Mistrza się odłączyć. Nie ma możliwości zdecydowania w tym momencie, że jeżeli już sam wszystko wiem najlepiej, po co mam słuchać mojego Mistrza.

Bardzo ciekawie temat powołania uczniów ujmuje św. Marek 3 rozdział 14 werset. Myślę, że też znajdziemy tutaj wiele odniesień do przeżywania powołania w Karmelu. Według tłumaczenia Biblii Tysiąclecia:

„I ustanowił dwunastu aby Mu towarzyszyli, by mógł ich wysyłać na głoszenie nauki”.

Tutaj zazwyczaj lubię się czepiać tłumaczenia Biblii Tysiąclecia. Sięgając po tekst grecki, tekst oryginału, znajdziemy tam treści które można wyrazić o wiele prościej, a które brzmią bardziej dobitnie. Co tam mamy w tym tekście dosłownie? Po co Pan Jezus ustanowił tych dwunastu kolegium swoich uczniów? Tłumacząc dosłownie: „aby z Nim byli”, po prostu, aby z Nim byli i by mógł ich posyłać na głoszenie nauki.

To jest bardzo ciekawe, że na pierwszym miejscu Ewangelista ukazuje sens powołania tych uczniów. Nie działanie dla Jezusa nie, że to my mamy robić nie wiadomo co, zdobywać cały świat dla Jezusa. Uczniowie mieli na pierwszym miejscu być z Nim, z Jezusem. To jest fundament, ale cała sprawa nie sprowadza się tylko do tego. Z drugiej strony sensem powołania ucznia nie jest tylko być z Jezusem. To bycie z Nim, związanie z Nim całego swojego życia ma prowadzić do tego, że będziemy do Jego dyspozycji, by On nas mógł posyłać dokądkolwiek zechce.

Nie wystarczy tylko być z Jezusem, ale to „bycie z Jezusem” ma prowadzić do tego, że jestem do dyspozycji mojego Mistrza.

W konkrecie, do czego są powołani świeccy karmelici?

Jaki jest sens tej ważnej misji?

Mamy to ładnie wyartykułowane w tym 25 punkcie Konstytucji: „Wierni świeccy jako członkowie Kościoła posiadają powołanie i misję głoszenia Ewangelii”. Na początku jest tak bardzo szeroko, „wierni świeccy” w ogóle a później będziemy schodzić w stronę powołania specyficznie karmelitańskiego. Nieco dalej:

„Duchowość Karmelu budzi w świeckim karmelicie pragnienie większego zaangażowania apostolskiego”.

Można powiedzieć „budzi” albo „nie budzi”, bo jeżeli nie budzi to ten ktoś nie jest świeckim karmelitą.

„Budzi pragnienie większego zaangażowania apostolskiego, w uświadamianiu sobie wszystkiego, co zawiera w sobie jego powołanie do Zakonu. Mając świadomość, że świat potrzebuje świadczenia o obecności Boga, odpowiada na zaproszenie Kościoła, skierowane do wszystkich stowarzyszeń wiernych naśladowców Chrystusa, do zaangażowania się w społeczności ludzkiej przez aktywne uczestnictwo w apostolskim celu swej misji w ramach własnego charyzmatu”. Bardzo ważne stwierdzenie.

„Owocem uczestnictwa w ewangelizacji jest dla świeckiego karmelity dzielenie się odnowionym umiłowaniem modlitwy, kontemplacji oraz życia liturgicznego i sakramentalnego”.

W tym punkcie każde słowo jest godne uwagi. O czym jest tutaj mowa? O powołaniu i misji głoszenia Ewangelii. To nie jest tylko sprawa księży i biskupów, zakonników. Mowa jest o duchowości Karmelu, która budzi albo i nie, ale ma budzić w świeckich karmelitach pragnienie nie byle jakiego, ale większego zaangażowania apostolskiego. Jeżeli tego nie ma, to nie żyjemy duchowością Karmelu. Dalej jest mowa o świadomości, że świat potrzebuje świadczenia o obecności Boga. Jest mowa o aktywnym, nie byle jakim, ale o aktywnym uczestnictwie w apostolskim celu swej misji. I nie w jakikolwiek nadarzający się sposób, ale bardzo ważne stwierdzenie; „w ramach własnego charyzmatu”. Pamiętam, jak byłem w nowicjacie, ktoś nam powiedział, że my karmelici jesteśmy powołani do wszystkich, ale nie do wszystkiego.

Czyli do wszystkich ludzi, do każdego człowieka, ale nie mamy robić wszystkiego, co się nadarzy.

Nie każde działanie będzie karmelitańskie.

Jak to ma się dokonywać? Jak działać w ramach własnego charyzmatu?

O tym mówi następne zdanie: przez „dzielenie się odnowionym umiłowaniem modlitwy, kontemplacji oraz życia liturgicznego i sakramentalnego”. To jest nasza tożsamość, do tego jesteśmy powołani w Kościele. Jeżeli my tego nie zrobimy, nikt tego za nas nie zrobi.

Ten 25 punkt Konstytucji pokazuje, że powołanie świeckich karmelitów jest eklezjalne, czyli dokonuje się we wspólnocie Kościoła, a z tego wynika bardzo prosta prawda, o której często zapominamy. Mianowicie taka, że w Karmelu nie jesteśmy dla samych siebie, jesteśmy również dla innych. Pełniąc swoją misję, jesteśmy potrzebni Kościołowi, jesteśmy potrzebni innym. To jest nasze zadanie.

Karmel to nie jest tylko moja prywatna modlitwa, w zaciszu mojego domu albo w salce, gdzie się spotykamy na spotkaniach wspólnotowych. Karmel to również zaangażowanie w apostolstwo, ale – to należy na każdym kroku podkreślać– według naszego specyficznego karmelitańskiego charyzmatu.

Myślę, że według tak zarysowanego powołania apostolskiego, we wspólnotach Karmelu i świeckiego i regularnego, można spotkać się z takimi skrajnymi postawami. Postawami błędnymi, które wynikają chyba z niezrozumienia tego, czym jest Karmel, na czym ten charyzmat karmelitański polega.

Pierwszą taką skrajną postawę nazwał bym postawą, czy opcją kontemplacyjną i mówię to z całym szyderstwem i ironią, żeby to dobrze zrozumieć. W opcji kontemplacyjnej mamy czasem we wspólnotach takich ludzi, których interesuje wyłącznie osobista modlitwa, ich własne życie duchowe, inne sprawy ich nie obchodzą. To, że są wybory i trzeba się podjąć czegoś we wspólnocie, to jest poza nimi. Ja chcę się tylko modlić. Ja chcę żyć w relacji przyjaźni z Panem Bogiem, nic innego mnie nie interesuje, nic mnie nie obchodzi.

Nie interesuje mnie, jak wyglądają relacje w mojej wspólnocie, jakie wspólnota daje o sobie świadectwo  zewnątrz, jakie działania apostolskie należy podejmować indywidualnie czy wspólnotowo, to mnie nie interesuje, ja jestem kontemplatyk.

Takie osoby są zainteresowane, jak się wydaje, tylko budowaniem swojej prywatnej windy do Pana Boga, wszystko inne to marność. To jest pomyłka, to nie jest Karmel.

Jeżeli Panu Bogu tak bardzo zależy, żeby objawiać siebie każdemu człowiekowi, by wejść w relację przyjaźni z każdym bez wyjątku człowiekiem, by każdego zbawić, jeżeli to stanowi przedmiot troski Bożego Serca, to te elementy nie mogą być nam, karmelitom obce i obojętne. Tym powinniśmy żyć również my.

Jeżeli pretendujemy do życia w zażyłej bliskości z Panem Bogiem a Jego pragnienia nie są naszymi pragnieniami, to taka duchowość jest kompletną pomyłką. Święta Teresa zwracając się do swoich sióstr, napisała, że jeżeli ich życie modlitwy, umartwienia, to wszystko czym żyją, całe duchowe życie, nie ożywia intencja apostolska, czyli to co robią nie służy Kościołowi, nie jest robione dla Kościoła i za Kościół, to takie życie duchowe jest nic nie warte. I to mówiła do zakonnic żyjących w klauzurze, nie prowadzących żadnej, wydawało by się, działalności apostolskiej i myślę, że coś z tego dotyczy również nas wszystkich karmelitów bosych.

Tyle o opcji kontemplacyjnej. Błędna jest też postawa biegunowo przeciwna. Postawa którą nazwałbym swoistym „działaczostwem”. Postawa nie pohamowanego aktywizmu apostolskiego, kiedy staramy się podejmować każdą możliwą aktywność, gdzie jaka się tylko nadarzy. Według własnego pomysłu i uznania. Tutaj warto pamiętać, że mamy pełnić Bożą, a nie swoją, wolę. Mamy być sługami Bożego planu a nie własnych pomysłów, czy projektów. One są potrzebne te nasze projekty, pomysły, nasza kreatywność, ale nieustannie powinny być uzgadniane z Bożym planem, z naszym charyzmatem karmelitańskim. Czy rzeczywiście po to jestem w Kościele, żeby to realizować?

Mamy pełnić naszą misję zgodnie z naszym charyzmatem i z tego wynika bardzo prosta sprawa. Nie każde działanie, nawet kiedy to działanie samo w sobie jest dobre i pożyteczne i zbożne i chwalebne, nie każde takie działanie będzie zgodne z naszym charyzmatem. Słusznie zauważa to o. Krzysztof Górski w swoim Małym Komentarzu do Konstytucji, podkreślając konkretne przykłady takiego działania, które nie jest zgodne z naszym charyzmatem. Nadmierne zaangażowanie w ruchy charyzmatyczne to nie jest nasza tradycja, to nie jest nasze, karmelitańskie.

Angażowanie wspólnot w sprawy bieżącej polityki, oczywiście jako osoby świeckie uczestniczycie w wyborach, podejmujecie odpowiedzialność za nasz kraj, za Polskę uczestnicząc aktywnie, w ten sposób w jaki macie wpływ na to, co się dzieje, ale nasze wspólnoty nie są od politykowania, od przekonywania za tą, czy inną partią.

Z duchowością Karmelu nie ma nic wspólnego propagowanie objawień prywatnych, propagowanie określonych nabożeństw w ich magicznej, zabobonnej formie, tak jakby skuteczność modlitwy zależała od takiej, czy innej formułki.

Ostatnio mamy „modę” na różaniec pompejański, to nie jest nasze, ja nie mówię nic przeciwko różańcowi, jeżeli to mnie przybliża do relacji przyjaźni z Jezusem, tak, ale nie magia, że muszę wyrobić jakiś schemat, bo tylko wtedy, gdy ten schemat wyrobię, jeżeli wymęczę przez ileś tam dni ten różaniec pompejański, to wtedy załapię się na jakąś łaskę, tylko wtedy Pan Bóg mnie wysłucha. To jest zabobon i magia. To z Karmelem nie ma nic wspólnego. Jest mnóstwo przykładów osób z naszych wspólnot, którzy na przykład biegają na wszystkie możliwe Msze uzdrowieniowe, a nie rzadko nie mają czasu na tak istotne miesięczne spotkanie wspólnoty. Tu jest jakaś pomyłka, tu jest jakiś fundamentalny błąd i niezrozumienie, o co chodzi.

Są osoby, które dają posłuch wszelkim prywatnym objawieniom, nie zwracając w ogóle uwagi na to, czy to jest zatwierdzone przez Kościół czy nie, czy to jest prawda, czy jakaś ułuda a niebezpieczeństwo złudzeń jest jak najbardziej realne, ale nie specjalnie przykładają się do poznawania dzieł naszych świętych, do tego skarbu, który posiadamy. Mamy osoby które propagują różne zabobonne nabożeństwa. Spotkałem się w jednej wspólnocie z pewnym nabożeństwem, ktoś propagował jakiś obrazek Pana Jezusa i ten obrazek trzeba było w odpowiednim miejscu dotknąć, czy pocałować i z tym się wiązała możliwość uzyskania jakiejś łaski od Pana Boga.

Moi drodzy, to nie jest Karmel, to nie ma z charyzmatem karmelitańskim nic wspólnego.

Duchowość karmelitańska to nie jest duchowość w stylu „zrób to sam”, robię, co mi się podoba, według mojego uznania.

Są również w naszych wspólnotach ludzie, którzy inspirują się albo wręcz uczestniczą w ruchach czy spotkaniach modlitewnych animowanych przez księży pozostających w konflikcie ze swoimi przełożonymi kościelnymi. Mamy takie smutne przypadki w Polsce niestety. Dwa skrajne przypadki ks. Lemański i ks. Natanek, obłożeni karą suspensy, pozbawieni możliwości sprawowania czynności kapłańskich, przynajmniej w wymiarze publicznym, nie wiem czy również prywatnym, w publicznym na pewno. Jeżeli idziemy za takimi nowinkami, to musimy mieć świadomość, że to nie jest Karmel, to jest duchowość w stylu „zrób to sam”, robię to, co mi się podoba, nie podążam drogą Karmelu.

A czym jest Karmel ?

Mówi o tym punkt 25:

„Dzielenie się odnowionym umiłowaniem modlitwy, kontemplacji oraz życia liturgicznego i sakramentalnego”.

To jest właśnie to, co mamy robić w Kościele.

Mamy dzielić się umiłowaniem modlitwy, tak jak tę modlitwę rozumiała św. Teresa, czyli jako poufne i przyjacielskie obcowanie z Bogiem i wylewna, wielokrotnie powtarzana rozmowa z Tym, o którym wiemy, że nas kocha.

Jak to pisze Teresa w Księdze Życia w 8 rozdziale 5 punkt, przynajmniej w wydaniu krakowskim lub według tłumaczenia poznańskiego: Modlitwa myślna, która zdaniem Teresy nie jest niczym innym, jak nawiązywaniem przyjaźni, podejmując wielokrotnie nawiązywanie jej sam na sam z Tym, o którym wiemy, że nas miłuje.

To jest nasze zadanie w Kościele, za to jesteśmy odpowiedzialni.

Naszą misją, naszym apostolstwem jest zarażać innych fascynacją Panem Bogiem, pociągać wszystkich do przyjaźni z Panem Bogiem. Zachwycać innych głębokim życiem duchowym, na wzór naszych świętych karmelitańskich. To jest nasze zadanie i misja, w tym nikt nas nie zastąpi. Jeżeli my tego nie zrobimy, Kościół będzie o te wymiary uboższy.

Postawię pytanie retoryczne: Po co schodzić na peryferie duchowości, uprawiać takie, czy inne – wybaczcie określenie – nabożeństewka, dewocyjki, jeżeli dane jest nam w Karmelu karmić się tym, co w duchowości chrześcijańskiej jest najgłębsze, najprawdziwsze i najbardziej istotne i dodatkowo potwierdzone autorytetem Doktorów Kościoła? Po co?

Myślę, że wiele takiego zaangażowania w rzeczy nieistotne bierze się z tego, że nie doceniamy tych skarbów, które mamy w Kościele. My jesteśmy depozytariuszami fantastycznych, niezwykłych skarbów i nie potrafimy tego docenić. Po co szukać byle czego, byle gdzie, co nam się nawinie i to według własnego uznania? Wiele problemów bierze się z tego, że idziemy raczej za naszym prywatnym rozeznaniem a nie za tym, czego oczekuje od nas Pan Bóg. Idziemy za tym, co nam się wydaje słuszne, za naszymi prywatnymi upodobaniami i preferencjami, a nie za tym, czego rzeczywiście oczekuje od nas Pan Bóg, a o czym przypomina nam nasze prawodawstwo. Pismo Święte pokazuje, że jest to postawa niezwykle niebezpieczna. Nie byłbym biblistą, gdybym nie posłużył się paroma przykładami biblijnymi, gdzie widać bardzo wiele i z takich pozytywnych i negatywnych postaw.

Taką właśnie postawą duchowości organizowanej według własnego pomysłu są chociażby, tak bardzo krytykowani w Ewangelii przez Jezusa, faryzeusze. Mówiąc o faryzeuszach musimy sobie uświadomić, że bardzo często mamy błędne pojęcie o nich. To nie jest tak, że oni byli ludźmi z natury zakłamanymi, że byli zawodowymi hipokrytami, którzy o niczym innym nie marzyli, jak tylko o tym, żeby deformować religię żydowską. Nie, faryzeusze byli ludźmi bardzo pobożnymi. Chciało by się powiedzieć, byli bardzo pobożni tak, jak my. Byli niezwykle gorliwi, wiedzeni tą swoją żarliwością i gorliwością, pragnęli podporządkować Panu Bogu każdy najdrobniejszy aspekt swojego życia codziennego. Kierując się tymi pięknymi intencjami, bardzo chwalebnymi, godnymi pochwały, taką bardzo pobożną intuicją, bardzo gorliwą, rozwinęli cały skomplikowany system nakazów, zakazów, co wolno, czego nie wolno, żeby oddawać cześć Panu Bogu. Tylko w tym wszystkim nie zwrócili uwagi na drobny szczegół, czy aby na pewno tego wszystkiego oczekiwał od nich Pan Bóg?

I pomimo swojej niezwykłej gorliwości i pobożności kompletnie się z Nim rozminęli. Przyszedł Jezus, wcielony Syn Boży, oni Go nie zauważyli, bo wydawał im się jakoś mało pobożny, nie tak pobożny, jak oni. Byli zajęci swoją pobożnością do tego stopnia, że paradoksalnie nawet Pan Bóg nie był im potrzebny. Absurd, ale jest takie niebezpieczeństwo. I do czego to prowadziło?

Możemy to obserwować we współczesnym judaizmie opartym na judaizmie faryzejskim, który później się przerodził w judaizm rabiniczny. Doszli do sformułowania skomplikowanego systemu obmyć rytualnych, czy praw dietetycznych. Opierali się na jednym takim niejasnym przepisie w Księdze Wyjścia, że „nie będziesz gotował koźlęcia w mleku matki”. Rozwinęli z tego cały bogaty system, co należy jeść, czego nie wolno jeść i w jaki sposób. Zasadniczą regułą jest, że nie wolno im łączyć potraw mięsnych i mlecznych. To doprowadziło do zażartych dyskusji między rabinami, –– oczywiście żeby chwalić Pana Boga, w imię pobożności – ile czasu musi upłynąć po zjedzeniu mięsa, żeby można było zjeść produkty mleczne. I to jest istota religii!

W kuchniach żydów ortodoksyjnych, również w naszych czasach, są dwa zlewy, dwie lodówki, dwa komplety sztućców, garnków, naczyń. Jedne do pokarmów mięsnych, drugie do pokarmów mlecznych. Nie daj Boże, żeby coś się pomieszało. Zobaczcie jaki absurd. A początki były bardzo pobożne. Czy czasem my w swojej pobożności czegoś takiego nie uprawiamy? Pobożność w stylu „zrób to, co mi się podoba”, co ja uważam, że jest słuszne, co do mnie przemawia. Możemy z tego śmiać, ale zobaczcie do czego może prowadzić taka postawa ślepej gorliwości, pobożności według własnego uznania, która zupełnie nie liczy się z wolą Bożą, z tym czego rzeczywiście Pan Bóg oczekuje.

Widzimy to na przykładzie takiej znanej postaci z Nowego Testamentu, pewnego faryzeusza, Szawła z Tarsu, znanego nam bliżej jako święty Paweł Apostoł. On pierwotnie też był faryzeuszem, wychowywał się w szkole wielkiego mistrza Gamaliela. Ta jego pobożna gorliwość, w której zdał się na własne wyczucie, na to co jemu wydawało się słuszne, doprowadziło go do czego ? Do zbrodni w imię Pana Boga, zbrodni w imię gorliwości. Paweł, jak wiemy czynnie uczestniczył w prześladowaniu pierwszych chrześcijan. Wszystko dla chwały Bożej. Tylko nie zwrócił uwagi, czy Pan Bóg akurat tego od niego oczekiwał.

Dochodząc do konkluzji, na przeciwnym biegunie mamy postawę Maryi. Wzór tego, kim mamy być w Karmelu.

Praktykujemy pobożność Maryjną, różne nabożeństwa, traktując Maryję jako orędowniczkę i wspomożycielkę. Maryja ma nam załatwić różne łaski u Pana Boga i tak się właśnie modlimy: Matko Boża pomóż nam w tym, tamtym i czymś jeszcze. I dobrze. Ona jest naszą Matką, naszą Siostrą. Jej zawierzamy nasze sprawy, ale zapominamy często, że jak mówi jedna z prefacji Maryjnych w Mszale Karmelitańskim,

Maryja jest tym, czym my pragniemy i ufamy stać się w Kościele. Maryja jest wzorem tego, co to znaczy być karmelitą, karmelitanką.

Tutaj ta postawa Maryi jest bardzo wymowna zwłaszcza w scenie Zwiastowania. Zobaczcie, co tam się dzieje? Przychodzi anioł Gabriel i zwiastuje Maryi Boży plan, to o czym tutaj mówimy. Jaki jest Boży plan względem Jej życia? Jakie jest jej powołanie? Tutaj warto nad tym dłużej się pochylić. W jaki sposób Maryja na to Boże wezwanie, na ten Boży plan odpowiada?

Maryja nie mówi: drogi aniele to co mówisz jest takie mało zrozumiałe, ale wiesz, ja sobie pójdę na Mszę uzdrowieniową, to się będzie działo albo na Mszę trydencką, bo mało kto na to chodzi, mało kto to rozumie, nie będę się modlić tak, jak wszyscy inni, albo odmówię cały różaniec pompejański, najlepiej po łacinie, bo wtedy jest bardziej skuteczny. Maryja w to nie wchodzi, Maryja nie wchodzi we własne pomysły na pobożność, jak Pana Boga uczcić i ukochać według swojego uznania. Nie. Co robi Maryja?

Najpierw pragnie zrozumieć, czego rzeczywiście oczekuje od Niej Pan Bóg. Zastanawiała się, co mają znaczyć te słowa, pyta: jak mi się to stanie? Drogi aniele, większymi literami, bo ja nie rozumiem. Ja chcę to zrozumieć. Skoro to jest Boży plan na moje życie, to ja to traktuję poważnie, chcę to poznać, chcę pojąć, żeby w realizację tego Bożego planu rzeczywiście się zaangażować. Maryja w swojej postawie wobec Bożej woli, wobec anioła Gabriela nie jest bezmyślna, Ona nie mówi „tak, tak Panie Boże, oczywiście”, nie, Ona chce zrozumieć, bo tylko wtedy będzie mogła się w to zaangażować.

Anioł Gabriel tłumaczy, na czym polega Jej misja i powołanie. Ona wszystkiego nie jest w stanie pojąć, ale pomimo to stara się i mówi swoje „Fiat, oto ja Służebnica Pańska”. Moglibyśmy powiedzieć: Służebnica Bożego planu. Niech mi się stanie według słowa Twego, niech ten Twój Boży plan zrealizuje się w moim życiu, przy moim współudziale. I w ten sposób, poprzez wysiłek zrozumienia woli Bożej, a z drugiej strony całkowite posłuszeństwo, Maryja uczy nas, jak również my mamy żyć.

Żyć, jak to mówi właśnie czwarty rozdział Konstytucji Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych, w służbie nie naszego, ale Bożego planu.

o. Robert Marciniak OCD

Referat wygłoszony na Kongresie Świeckiego Zakonu Karmelitów Bosych Prowincji Krakowskiej. Częstochowa, 14 lipca 2018 r.